Dla chrześcijan Całun Turyński jest relikwią i potwierdzeniem słów zapisanych na kartach Ewangelii, dla niewierzących kawałkiem płótna, na którym pojawia się jakieś malowidło.
Secondo Pia był pierwszym człowiekiem, który otrzymał zgodę króla włoskiego i arcybiskupa Turynu na sfotografowanie słynnego Całunu. O północy 28 maja 1898 fotograf amator, w ciemni zaimprowizowanej w turyńskiej katedrze, zanurzył szklaną kliszę w wywoływaczu. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. A zobaczył twarz Chrystusa.
Całun Turyński obecnie przechowywany jest w królewskiej kaplicy katedry w Turynie. Ma 4 m 36 cm długości i 1 m 10 cm szerokości. Na połowie podłużnej materii widać odbicie postaci nagiego mężczyzny, słusznego wzrostu, mocno zbudowanego. Na drugiej połowie odbicie tego samego człowieka z tyłu.
Na tle Całunu, który z upływem czasu przybrał barwę kości słoniowej, rysuje się twarz z sowimi oczyma, bez wyrazu, nieomal groteskowa. Postać pokrywają liczne plamy i ślady rozmaitego kształtu, ciemniejsze i bledsze, mniejsze i większe, koloru brązowawego, jaki po wielu latach przybierają plamy po krwi.
Wstrząsające odkrycie Secondo Pii
28 maja 1898 Secondo Pia przystąpił do obróbki zdjęć wykonanych w turyńskiej katedrze. I doznał największego wstrząsu w swoim życiu. Zaczęło się przed nim wyłaniać oblicze Chrystusa, zupełnie inne niż to, które oglądał gołym okiem na całunie. Zamknięte oczy, rysy i najdrobniejsze szczegóły oddane niesłychanie realistycznie, jak na zdjęciu fotograficznym. Twarz pełna cierpienia i majestatu, jakiej włoski fotograf nie oglądał na płótnach największych mistrzów malarstwa. Secondo Pia zrozumiał w tym momencie, że wizerunek oglądany dotychczas na całunie jest negatywem, który w tajemniczy sposób powstał w ciemni skalnego grobu, do którego złożono ciało Jezusa. A teraz, po dziewiętnastu wiekach, w jego ciemni fotograficznej, obraz ten wyłania się jako pozytyw i tak naprawdę ogląda zdjęcie ukrzyżowanego.
Konfabulacja i fałszerstwo?
To niezwykłe odkrycie nie przyniosło włoskiemu fotografowi szczęścia. Obiegło prasę całego świata jako sensacja stulecia i wywołało fale wątpliwości i podejrzeń. Pia oskarżony został o dokonanie retuszu i fałszerstwa. Bronić się nie mógł. Całun tylko przez 8 dni był wystawiony na widok publiczny i spoczął z powrotem w srebrnej skrzyni.
Sześć miesięcy później francuski ksiądz katolicki wystąpił z tezą, że wizerunek na całunie jest fałszerstwem i malowidłem typowym dla XIV w., kiedy to relikwie mnożyły się w sposób, który na pewno trudno byłoby nazwać cudem. Ale sprawa Całunu Turyńskiego i jego prawdziwości nie dawała ludziom spokoju. 4 lata później pracę nad płótnem rozpoczęła grupa uczonych na Sorbonie. W 1902 roku Yves Delage, prof. anatomii porównawczej, zdeklarowany ateista, znany z awersji do wszystkiego co miało posmak metafizyczny, wygłosił w auli uniwersyteckiej odczyt, który zakończył kategorycznym stwierdzeniem: “Proszę panów,człowiek utrwalony na całunie jest Chrystusem”.
Reakcja świata nauki na rewelację francuskiego uczonego była zdecydowanie wroga. Uznano, że jego konkluzja dyskredytuje go jako uczonego.
Kolejne badania, nietypowe eksperymenty
Całun został wystawiony ponownie na widok publiczny w roku 1931. Wtedy dokonano 12 zdjęć i powiększeń, które wydobyły na jaw nowe szczegóły. Fotograf robił i wywoływał zdjęcia przy świadkach. Sporządzono notarialnie poświadczony protokół. Od tego czasu całun stał się przedmiotem badań całej rzeszy uczonych; katolików, protestantów, ateistów, archeologów, lekarzy, biologów, historyków a nawet kryminologów. Dokonywano różnych eksperymentów, łącznie z wieszaniem ludzi na pasach skórzanych na krzyżu, przebijano gwoździami amputowane ręce i nogi, przebijano bok i badano okoliczności, w jakich woda gromadzi się w płucach przed skonaniem i po śmierci.
Nauka o Całunie
W związku z szerokimi badaniami Całunu Turyńskiego, których celem jest potwierdzenie lub zaprzeczenie jego autentyczności powstała nawet odrębna nauka – syndonologia od słowa “sindon” czyli prześcieradło, użytego w greckim, najstarszym tłumaczeniu Ewangelii. I kongres syndonologów odbył się w Rzymie, w 1950 roku. Dziewiętnaście lat później eksperci ze specjalnej komisji powołanej przez arcybiskupa Turynu, Michele Pellegrino wykonali, jako pierwsi, kolorowe zdjęcia całunu. W 1973 roku kolejni badacze pobrali próbki 14 nici, wyciągając je z różnych miejsc tkaniny.
Chrystus w trójwymiarze
W latach 70. do badań nad Całunem Turyńskim włączyli się również eksperci ze Stanów Zjednoczonych, z FBI, Agencji Atomowej.
– Przyłączają się dwaj rzeczoznawcy z laboratorium Amerykańskiej Komisji Energii Atomowej i dwaj badacze przestrzeni kosmicznej: dr Jack Johnson i dr Eric Jumper – słyszymy w audycji. – Do badań użyto ultranowoczesnych mikroskopów, aparatów fotograficznych, instrumentów służących do wykrywania fałszerstw, kamer do fotografowania ciał niebieskich i komputerów. Dr Johnson przeżywa wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pod koniec XIX w. Secondo Pia, gdy udaje mu się przy pomocy komputera odtworzyć trójwymiarowe oblicze Chrystusa.
Nowe fakty
Na temat Całunu powstają całe stosy literatury naukowej. Badacze, na podstawie przeprowadzonych analiz, ujawniają wiele nowych faktów dotyczących ukrzyżowania Jezusa. Część z nich zaczęła nawet nazywać Całun Turyński “Piątą Ewangelią”.
Do jakich konkluzji doszli uczeni po tylu badaniach? – Nie znaleziono dowodów, aby Całun Turyński miał być fałszerstwem – słyszymy w audycji Jana Nowaka-Jeziorańskiego. – Przeciwnie, dotychczasowe badania wykazują zgodność, jakie tradycja i historia wiążą z całunem, czyli zgodność z tym, co przekazała nam Ewangelia i świadectwa dotyczące płótna na przestrzeni dwóch tysięcy lat.
Setki badań, diagnoz, ekspertyz – jak choćby powtarzane niezliczoną ilość razy próby odbicia ciała ludzkiego na płótnie – nie powiodły się. – Nie przyniosły rezultatów, choćby częściowo zbliżonych do obrazu takiego, jaki widzimy na Całunie Turyńskim .
Trudne pytania
Wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Co się działo z całunem, zanim został po raz pierwszy wystawiony na widok publiczny w roku 1357? Jakim sposobem lniane płótno mogło przetrwać w tak idealnym stanie ok. 2 tys. lat? Czy możliwe jest fałszerstwo przez owinięcie w płótno ciała ludzkiego, któremu zadano za życia lub po zgonie rany opisane w Ewangelii?